Maj 2018 Wycieczka po beczkę i nie tylko
Wstajemy tradycyjnie około 7 rano, wychodzę na zmianę z psami i jadę szybko po swoją ulubioną neapolitanę con chocolate do oddalonej o 5km piekarnio-ciastkarni, gdzie rano policjanci wciągają bagietki zapiekane z pomidorami zapijając czarną kawą…
Pogoda jest doskonała, druga połowa maja ma to do siebie że 25-30C to standard i nie ma alternatywnej opcji deszczowej. Zbieramy się i jedziemy naszym nowo nabytym fiatem Scudo po naszą przewodniczkę Anię. Bez niej ani rusz, w tym rejonie można łatwo trafić tylko do znanych miejsc, jak wodospady Algar czy Cartagena. Z Anią schodzimy ze szlaku, jej potężna wiedza o regionie to skarb dla turystów. Zabieramy ją z centrum Torrevieja, miasteczka którego niegdyś nie lubiłem ale też nie znałem. Może moje polubienie jest dalej nieco zdystansowane, bo dużych miast nie lubię, gdzie nie ma gdzie zaparkować i wszędzie korki. Torre tutaj się nie różni, ale zaczynam odczuwać klimat tego miasteczka będącego kiedyś wsią rybacką, obecnie posiadającym spory port jachtowy i ogromne złoża solne, które tworzą dla miasteczka bardzo specyficzny mikroklimat, i które doceniła światowa organizacja zdrowia oznaczając to miejsce jako najzdrowsze miejsce do życia w Europie. Zabieramy Anię i jej tatę, w naszym aucie są również rodzice Dorotki oraz nasza suczka dobermanka Asta.
Najpierw jedziemy około 50 km, gdzie wspaniała widokowa trasa wiedzie dołem wąwozu, 30 minutowa przechadzka kończy się przy 15 metrowym wodospadzie, gdzie można się wykąpać w upalne dni. Wszyscy są bardzo zadowoleni, nikt się nie zmęczył a zdjęcia wyszły udane. Po drodze zbieramy zioła, jak tymianek, oregano oraz rozmaryn i miętę, które następnie zostaną wysuszone. Jedziemy do pobliskiego miasteczka, to małe miasteczko słynie z ceramiki, odwiedzamy manufakturę ceramiczką przechodzącą z ojca na syna od aż sześciu pokoleń. Każdy otrzymał prezent a my kupiliśmy przepiękny dzban do wina lub wody oraz miseczki, to wszystko ręczna robota (sprawdzałem czy nie ma pieczątki made in china), bardzo klimatyczne miejsce. Piechotką idziemy do oddalonej kilometr bodegi, gdzie sprzedawane jest lokalne wino prosto z beczek oraz lokalne przysmaki jak miody, migdały, rozmaite chipsy naturalne, ale głównym produktem jest bardzo dobre tinto, które kupujemy oraz najważniejsze – beczkę, bo po to tutaj przyjechaliśmy. Beczka, którą nabyłem posiada 8 litrów pojemności, musi być niemal zawsze pełna by się nie zepsuła. Oczywiście nie trzeba po wypiciu poł litra wina od razu jej uzupełniać, ale istotne by nie leżała pusta lub w połowie pusta. Wino w takiej beczce nabiera smaku, nabiera głębi (co oczywiście zweryfikuję). Wybieram wersję 8 litrów, nie jest za mała i nie za duża, bo zaczynają się od 4 litrów a kończą na około 60. Dodatkowo kupuję tzw. bota – to jest skórzany bukłak na wino, również są w różnej wielkości, wybieram litrowy. Bardzo fajna sprawa, można zabrać na wycieczkę a wino też w nim zmienia smak, ale przede wszystkim jest bardzo specyficzne. Beczka oraz do niej stojak oraz bukłak są w bardzo przystępnej cenie, myślałem że będzie drożej. Kupujemy też jakieś 20 litrów wina, cena za litr to około 1,30 euro tak !!!! za litr nie za kieliszek 😊 i powiem tyle, że bez siarczanów, bez dodatków smakowych… można wypić dużo i głowa nie boli. REWELACJA. Po degustacjach zgłodnieliśmy, jedziemy kilka kilometrów do restauracji, gdzie jest menu del dia i lokal mocno polecany. Niestety nie ma patio, więc kurde z psem nie wejdziemy… Ania poszła zapytać, wraca i mówi, że duży stół w rogu i pies się ukryje, tak – to jest Hiszpania. To jest kraj ludzi, którzy są przyjaźnie nastawieni 😊 Dostajemy od razu sałatki, dwa talerze, które naśladując Anię doprawiamy tak jak należy, najpierw pomidorki, oliwki, sałata, cebula oraz kukurydza polewane są mocno oliwą, potem mocno solone a następnie oblane winegre. Wszystko ma swoją kolej. Podczas podjadania sałatek zagryzanych bagietką i zalewanych dobrym tinto, zastanawiamy się nad obiadem. Jest z czego wybierać, wino w cenie i 4 pozycje z deserem oraz pyszną kawą carajillo 😊 grzechu warte za 9 euro od osoby. Po 1,5h obiedzie jedziemy po oliwę do naszego ulubionego dostawcy-producenta-farmera, którego rodzina od kilku pokoleń produkuje ten szlachetny płyn dla własnych potrzeb oraz pobliskiej gastronomii. Produkuje oliwę tzw. metodą zimną czyli niezbyt oszczędnie. Z około 9 kg oliwek powstaje litr oliwy, nie podgrzewa, nic nie dodaje, wychodzi koncentrat, którego smak nie ma sobie równych, nie da się takiej oliwy kupić nawet w żadnym hiszpańskim sklepie. Trzeba by szukać w wyspecjalizowanych i zapłacić wtedy odpowiednią cenę. Dzięki naszej przewodniczce Ani, która zna go osobiście, mamy możliwość zakupu oliwy najprzedniejszej klasy bez marży pośredników. Kupujemy dużo, każdy chce mieć kilka litrów dla siebie. Po zwiedzeniu almazary, gdzie znajdują się wiekowe maszyny służące do wyrobu oliwy, kończymy wizytę.
Teraz czas na specyficzną sjestę, jedziemy wymoczyć się w solankach, to rzeczka która tworzy małe jeziorka, głębokie na około 1 do 1,5 metra, dość mocno zasolone, których działanie zdrowotne jest ogromne. Skóra po wymoczeniu robi się jedwabista, jest bardzo przyjemnie, bez Ani nigdy tutaj byśmy nie trafili, super sprawa. Po godzinie moczenia i dyskusjach wracamy pomału do siebie. Wycieczka bardzo udana, wszyscy bardzo zadowoleni i uśmiechnięci. Muszę przyznać, że bardzo mi się podobało pod wieloma względami.