Wyjechaliśmy o 9 rano naszym Scudaczem wycieczkowym. Ten samochód się nam sprawdza, bo mieścimy się w 7 osób i jeden pies, jest dosyć wygodnie, autko jest dość obszerne. Jedziemy początkowo w stronę Murcji, po godzinie dotarliśmy do sanktuarium, które jest położone na wysokim wzgórzu. Widoki super, pogoda super i nawet nie bardzo gorąco, no ale dopiero nieco po 10 rano. Zeszliśmy drogą krzyżową do źródełka, które posiada właściwości uzdrawiające i wypływa od setek lat. Każdy uczestnik naszej wycieczki zamoczył się co nieco co by być zdrowym 😊 , ozdrowieni wróciliśmy do samochodu, by wyruszyć w dalszą trasę. Kolejnym punktem wycieczki była Sierra Espuna, masyw górski, który wygląda tak bardzo mocno nierzeczywiście, że zdjęcia wyglądają jakby ktoś je dobrze obrobił Photoshopem. Nie da się tego opisać słowami, turkus jezior, błękit nieba oraz księżycowy krajobraz, powodują że cykamy mnóstwo zdjęć i gapimy się jak dziad w obraz 😊 jest niesamowicie i postanawiamy tu jeszcze wrócić kiedyś, ale dochodzi 13 a to oznacza że należy się zastanowić nad obiadkiem 😊 Ania ma pomysł, gdzie mamy zjeść, jedziemy w ciemno do miasteczka w okolicy. Restauracja przy drodze jest prawie pusta, bo jeszcze nie jest godzina szczytu, czyli 14. W Hiszpanii to właśnie o 14 je się obiadek, wcześniej- nie, bo nie podają a później to już może być pozamiatane, bo to co najlepsze zejdzie… Siadam pierwszy, bo reszta ekipy postanawia zobaczyć cmentarz Hiszpański, więc z suką dobermanką idę klapnąć i poprosić o przygotowanie nam 7 miejsc. Biorę zimne piwko a dla suki wodę do miski, oboje w milczeniu przyjmujemy napitek 😊 , po chwili dociera załoga. Zamawiamy najsampierw tapas, bo jeszcze nie podają obiadu. Menu dal Dia zaczyna się o 14 a jest 15 minut przed. Testujemy sangre , czyli krew smażoną na oliwie oraz inne lokalne przysmaki 😊 są pyszne, oraz lokalne winko, a ten region obfituje w wyborne tinto. Po chwili zamawiamy właściwy posiłek, jest pyszny, jest bardzo pyszny, później deser a na koniec po kutasiku ? hmmm szczerze to nie bardzo mam ochotę, ale Anka tłumaczy że carajillo to coś ekstra, więc się pomimo obaw decyduję. Było warto, bo kawa mocna z płonącą brandy i kawałkami cytryny, podane jako espresso robi gigantyczne wrażenie, petarda !!! Objedzeni i napici winkiem wychodzimy, rachunek mówiąc w przenośni był do udźwignięcia bo około 9 euro od głowy 😊 Mamy jeszcze kilka punktów wycieczki, więc czas ruszać. Jedziemy zobaczyć wypływające z ziemi gorące źródło. To niesamowite, musimy pokonać ok. 2km totalnymi bezdrożami aby dotrzeć do rury, która osadzona na wysokości 2 metrów od wykopanego podłoża wywala wodę o temperaturze 42C tworząc naturalną wykopaną wannę, ludzie się tam moczą choć w upale to dla mnie niezrozumiałe, owszem wejdę do ten naturalnej wanny ale zimą jak będzie 15C a nie 27C , ale warto było zobaczyć, bo to mimo wszystko bardzo dziwna właściwość tego regionu Hiszpanii. Wróciliśmy do samochodu, by pojechać do Mazarron – miasteczka słynącego ze skalnych formacji przy plaży, o których wiele słyszałem. Pogoda zaczęła się psuć i zrobiło się chłodniej. Miasto dość duże natomiast formacje skalne nie zrobiły na nas wrażenia. Owszem ładne, ale bez zachwytu by tak się nad nimi rozpisywać, sami ocenicie choć zdjęcia wyglądają lepiej niż w rzeczywistości, a to już samo w sobie jest dziwne. Szybkie zdjęcia i po 15-20 minutach znaleźliśmy się w scudaczu, by pojechać w ostatnie miejsce wycieczki – wysoko w góry, gdzie znajduje się bateria strzelnicza wykorzystywana niegdyś w celach obronnych. Zatrzymaliśmy się na parkingu, pogoda była kapryśna ale nie padało. Muszę przyznać, że po raz drugi widok przyprawił mnie o ciarki na plecach. Ogromne działa skierowane w oddaloną o dziesiątki kilometrów zatokę, do której mogły wpływać nieprzyjacielskie statki, robiły gigantyczne wrażenie, piękne miejsce, do którego też kiedyś chciałbym wrócić. Było bardzo fajnie, było tam gdzie połazić i poczuć klimat miejsca. Wszystko bezpłatnie, wszystkiego można było dotknąć i wejść prawie wszędzie, to niesamowite, że w wielu miejscach Hiszpanii nie ma opłat za wejście czy za parking, to w naszym kraju byłoby anomalią. Oczywiście to nie główny powód do zwiedzania Costa Blanki poza szlakiem, ale w pewnym stopniu istotny. Wróciliśmy do samochodu i po 1,5h byliśmy w domu. Dotarliśmy o 19 i radośnie usiedliśmy do spożywania kolacji oraz pysznego winka.