Ostatnia pobudka o 7 rano, od jutra będzie 5,45, jadę do ulubionej piekarni w miasteczku, tutaj robi się jasno około 8 rano, znaczy wtedy widać już słońce, więc może nieco wcześniej ale 7.30 jest jeszcze ciemno, więc przed wyjazdem wypijam kawkę z mleczkiem… w piekarni prawie zawsze trzeba chwilę parę minut odczekać, kilku ludzi a mam wrażenie, że straszne zamieszanie robią, gadają, zamawiają kawę, siadają przy małych stoliczkach, obsługująca Pani ma również etat kelnerki, gdyż przynosi kawę do stolika i podaje na talerzykach często podgrzewane croissanty, neapolitany itp., więc czasem 2 osoby w kolejce potrafią 5 minut opóźnić zakup ciapaty, nikomu to nie przeszkadza, w Hiszpanii mało kto się spieszy, jak się ktoś spieszy to raczej nie Hiszpan, oni mają we krwi spokojne wykonywanie czynności.
Po śniadanku już powoli się szykujemy do opuszczenia domku, dzisiaj pogoda super, wczoraj lało wieczorem dosyć mocno. Dzisiaj zapowiada się elegancko, cieszymy się że przez 14 dni tylko jeden tak naprawdę był cały pochmurny…